poniedziałek, 20 czerwca 2016

Wyprawa pontonem do jettegryte (Torsteinsneset)

Jettergryte na Torsteinsneset

W sobotę postanowiliśmy odnaleźć TĘ jettergryte. Próbowaliśmy ją znaleźć już 4 razy. 2 razy całkiem pobłądziliśmy, za 3 razem nie udało nam się znaleźć, ale już byliśmy bliżej, a za 4 razem - właściciele działek, przez które prowadziła droga, nie przepuścili nas. Ale dowiedzieliśmy się wtedy, że do "naszej dziury" możemy dotrzeć tylko drogą morską. To było rok temu. Hmm... może dzięki temu zmotywowaliśmy się do zakupu pontonu? :)


Jettergryte to po polsku marmit (garniec lodowcowy). Jest to dziura powstała w litej skale. Posiada gładkie ściany i zaokrąglone dno. Przyczyną powstania były wody, które albo już były pod ciałem lodowca, albo wpadały w głąb lodowca młynem lodowcowym i wprawiały w ruch wirowy kamienie, które napotykały na dnie zagłębienia. W okolicy Krisitansand (Norwegia) znajduje się sporo takich form. 


Spokojne morze, piękne widoki



Początek wyprawy do jettergryte

Widoki w drodze

Tuż przed celem pojawiły się większe fale. Dla łódek pewnie nie stanowiłyby żadnego problemu. Dla naszego pontonu pewnie też nie (wg testów ponton "przeżyje" fale 3-metrowe), ale i tak czułam się trochę nieswojo. Na pewno trzeba mieć dużo pokory przed morzem. Potężny żywioł.

Jettergryte - w końcu znaleziona


W końcu dotarliśmy. Pierwszy raz cumowaliśmy przy skałach. Na szczęście A. zna się na linach i potrafi świetnie zaplątać wszystko, co ma dwa końce. Dzięki temu ponton był solidnie zacumowany do kamienia, a my mogliśmy eksplorować... na zmianę, bo dzieci nadal spały i nie chcieliśmy ich budzić.

Pierwsze cumowanie "na dziko" przy skałach


Jettergryte nie zrobiła może na nas takiego wrażenia, jak myśleliśmy, ale i tak czuliśmy satysfakcję. W końcu do niej dotarliśmy, a jeszcze rok temu było to po prostu niemożliwe. Super! 

Jettergryte na Torsteinsneset

Widoki ze skał wokół jettergryte


Powrót


Wracaliśmy stosunkowo szybko, gdyż wg prognozy w ciągu kilkudziesięciu minut wiatr miał być o wiele większy. I faktycznie, podczas drogi powrotnej wyraźnie poczuliśmy, że fale się wzmogły. Nie robiłam zdjęć, bo nie chciałam stracić aparatu:)

Na szczęście, odcinek z większymi falami był krótki. A potem - znowu spokojne morze. I nowy rekord - osiągnęliśmy pontonem 30 km/godzinę. My się cieszymy, bo dopiero zaczynamy. Jednak obydwoje nie możemy zapomnieć widoku młodych chłopaków (na oko po 10 - 12 lat), którzy o wiele mniejszym pontonem płynęli zdecydowanie szybciej niż my:):)

Droga powrotna